Kobieta o imieniu Natalia, mieszkanka miejscowości Gortatów, miała 39 lat i żyła w strachu przed swoim mężem. Miał on na tyle negatywny wpływ na jej życie, że podejrzewała go o próby otrucia. W obawie o swoje bezpieczeństwo zostawiła list, w którym wskazała, że jeśli umrze, to najprawdopodobniej za jej śmiercią stanie jej małżonek. Informacje o tragicznym losie kobiety po raz kolejny przypomniała in the week Gazeta Wyborcza. Natalia zaginęła nocą pomiędzy 14 a 15 czerwca. Po intensywnych poszukiwaniach okazało się, że zabił ją własny mąż – Adam R., 60-latek. Ciało Natalii zostało znalezione 19 czerwca, w odległości 9 kilometrów od domu, w lesie.

Śledczy ustalili, że Adam R. udusił Natalię, a następnie wywiózł i porzucił jej ciało. Mimo to sam zgłosił zaginięcie żony i dopiero po kilku dniach, gdy przedstawiono mu dowody obciążające, przyznał się do zabójstwa. Motywem zbrodni miało być to, że Natalia planowała rozwód i znalazła nowego partnera. Zaczęto podejrzewać Adama R. o morderstwo w niedzielę, kilka dni po zaginięciu Natalii. Przeszukano jego dom, samochody i skonfiskowano telefon oraz komputer. Policja nawiązała także kontakt z nowym partnerem Natalii, z którym spotykała się od miesiąca. Wykluczono udział tego mężczyzny w zaginięciu kobiety – ustalono, że po spotkaniu z Natalią wrócił do domu i z niego nie wychodził.

Natalia obawiała się swojego męża na tyle mocno, że postanowiła sporządzić testament, który zostawiła w kopercie w swoim biurze. W dokumencie tym pomija swego męża, a całość dziedziczenia zapisała 10-letniemu synowi. Do testamentu dołączyła list, w którym sugeruje, że jeśli coś jej się stanie, pierwszym podejrzanym powinien być jej mąż. Kiedy Natalia chciała rozwieść się ze swoim mężem, ten zażądał zwrotu pieniędzy, które wyłożył na budowę domu. Dom był współwłasnością małżeństwa, ale Adam R. przepisał swoją część na żonę ze względu na strach przed zajęciem majątku przez komornika w związku z problemami finansowymi jego firmy informatycznej. Kobieta nie zgodziła się na to i zaproponowała sprzedaż domu, na co mąż także nie wyraził zgody. W domu mieszkała również 90-letnia matka Adama, którą Natalia chciała eksmitować.

Informacje, które dotarły do publiczności ujawniły, że Adam R., po zamordowaniu swojej żony, zachowywał się jakby nic się nie stało. W sobotni poranek poszedł do piekarni po bułki – mimo że słynął z opryskliwości, tego dnia był bardzo zrelaksowany i w dobrym humorze. Po powrocie do domu zaczął dzwonić do Natalii i jej znajomych, a także szpitali. Wieczorem zgłosił jej zaginięcie sugerując policji, że 10-letni syn powiedział mu, że Natalia mogła wyjechać na weekend.

Kluczowe dla ustalenia prawdy okazały się nagrania z prywatnych kamer monitoringu, które pokazały charakterystyczne auto należące do małżeństwa. Mimo twierdzeń Adama R., że w noc zaginięcia Natalii nigdzie nie wyjeżdżał, nagrania mówiły coś innego. Zebrane dowody pozwoliły na zatrzymanie Adama R., który przyznał się do zabójstwa, twierdząc, że „coś w nim pękło”. Teraz grozi mu kara dożywotniego pozbawienia wolności.